5.8.10

Przejście

Już dawno przestałam tutaj pisać i nie zamierzam pisać więcej; to tylko wpis na zakończenie. Ten blog spełnił w wystarczającym stopniu swoją funkcję terapeutyczną, informacyjną i zaczepno-obronną. Przygotowuję się teraz, żeby zacząć coś zupełnie innego. Dam znać.

25.1.10

Do wyjątkowych

Nie kręcą mnie wiersze, w których podmiot liryczny wyznaje, że jest poetą albo aniołem. Takie podmioty mają bardzo wygórowane mniemanie o sobie. Jest takie zaburzenie osobowości, nazywa się histrioniczne. Często mają to profesorowie, którzy cytują sami siebie, i tacy właśnie poeci złymanego pióra. I może właśnie ty? Irytują mnie osoby, które są bardzo cool, bo właśnie odkryły swoje zagraniczne pochodzenie. Zapewniam cię, narodowość twojej prababci nie czyni cię kimś wyjątkowym. W szafie stylizacje zamiast ubrań. Sushi i grube okulary. Jakie to oryginalne, nieważne że pół Warszawy takie nosi. Jak je masz, to się wyróżniasz, jesteś ktoś.

Instynkt i lęk, człowieczku. Boisz się umrzeć, tak mówią naukowcy. Dlatego próbujesz zostawić po sobie ślad. Bachora, który będzie nosił twoje geny, tak żeby chociaż trochę cię tutaj zostało. Jak nie masz cierpliwości, stawiasz na memy. Gadasz o sobie jak nakręcony i desperacko używasz zasady wzajemności, żeby ktoś wreszcie zauważył, jaki jesteś wyjątkowy, skoro już dostąpił zaszczytu znalezienia się w polu twojej uwagi. Na marne, bo każdy i tak jest zajęty tylko wąchaniem swojej własnej plamy moczu na śniegu.

Przyznaję się: też jestem szarym człowieczkiem, który szuka sobie drzewka do podlania. Nie zmienia to faktu, że najwięcej szacunku mam do ludzi skromnych. Dobry profesor nie musi opowiadać studentom, że zaraz wylatuje prywatnym helikopterem na konferencję w Hameryce, żeby mieli do niego szacunek. Wystarczy, że dobrze uczy i robi dobre badania. A dobry poeta nie ględzi, tylko pisze.

Nie pobłażaj sobie. Jesteś tak samo zwykły, jak ja, jak wszyscy.

20.1.10

"Czy osoby nieobecne dzisiaj są?"

Ustny z prawa spadkowego po niemiecku, pisemny ze stylistyki i prawniczego angielskiego, test z medycznego angielskiego, pisemny z literatury niemieckiej, potem średniowieczny angielski, tłumaczenie ustne z angielskiego, poznanie społeczne, pół licencjatu do oddania, kastracja Gucia, dwie kartkówki z analiz badań, recenzja do oddania z tychże i dokończenie pracy empirycznej w 3-osobowej grupie, w której współpraca układa się doskonale, jedna ze współpracujących wykonała nawet szablon, o taki:

Pełen profesjonalizm. Bez paniki. Pamiętać o okularach, w okularach człowiek mądrzej wygląda i nie widać cieni pod oczami.

"To, co odbiorca rekonstruuje, zaczyna tkwić w tekście w danym momencie. Spójność już utkwiła w tekście. Utkwiła i tkwi."

12.1.10

Pan kotek był zdrowy i sikał w kuchni

Podczas n-tego konserwowania tej samej powierzchni płaskiej dopada mnie coś na kształt depresji poporodowej. Teraz to ja tu znaczę teren tym oto płynem do podłóg, a ty mnie możesz pocałować w nos – wygłaszam mowę zemsty. Miau, miauuu – odpowiada kot, ponieważ nie wszystko, co wyje, jest wyjątkiem, tak samo jak nie wszystko, co żyje, jest żyjątkiem. A żyjątka już wymarły mimo wszelkich wysiłków udowodnienia mi przez kota i panią w sklepie, że obroża przeciwpchelna jest do bani. (Uzasadnienie pani: jak obroża jest tania, to na pewno nieskuteczna, lepsze będą te najdroższe krople w mikroskopijnej tubce. Uzasadnienie kota: miauuu.) W każdym razie konkurs na imię jest aktualny, bo sama mam coraz głupsze pomysły. Palikot, bo spalił sobie wąsy? Lejek Wyjący? Reksio? Ulrich von Jungingen?

7.1.10

Fiku-miku siatka neuronowa

Memu hipokampowi się przypomniało, że test z poznawczej jest pojutrze, wobec czego niezwłocznie wysłał neuronowym gołębiem do ciała migdałowatego depeszę o następującej treści:
"Pamiętaj: o Boże! Nikt ci nie pomoże!"
To na ciało zadziałało. Ciało migdałowate udało się na wzgórze przykomorowe i ze szczytu tegoż spuściło wiadro hormonu stresowego ACTH. Pociągnęło za trójdzielny nerw ruchowy twarzy, który mej twarzy nadał wyraz przestrachu objawiający się opadem szczęki. Stuknęło w jądro przyramienne, które tak nagle westchnęło, że aż reticulo pontis caudalis poruszyło się w przestrachu. Niezrażona tym faktem centralna istota szara zastygła w bezruchu, a z miejsca sinawego jęła się wydobywać paskudna sinawa norepinefryna.
Chociaż podwzgórze boczne bardzo mi w tym wszystkim współczuło, wykrzyknęłam zirytowana:
- Nie rób tak! Ty głupi mózgu!
- A dupa! - Odrzekło ciało migdałowate, jednak ponieważ ciało migdałowate nie odpowiada ani za mowę, ani za wydalanie, zrozumiałam, że to nie mówiło ciało, tylko mnie się wydawało, że to ciało mówiło, a to echo grało.

25.12.09

Morderca

Szczęście, że na świecie jest tyle miejsc i ludzi, że nie da się wyczerpać limitu ostatnich szans. Nie zniszczył jeszcze wszystkiego. Zawsze może wyjechać gdzieś, zostawić wszystko i zacząć od zera. Kiedy znowu skusi, zresetuje grę. Duchy zabitych wloką się za Mordercą jak senny welon, wnikają we wspomnienia i tak je mącą, że nie wie potem, co stało się naprawdę, a o czym jedynie marzył.

Spisał listę noworocznych postanowień, tym razem na pewno spełni wszystkie. Ekspres przejeżdża przez granicę państw. Morderca ma na kolanach szarego Kota w transporterze.

Kot codziennie dostaje odpowiednią porcję głasków, świeżą karmę i specjalne mleko bez laktozy. Może uniósłby się honorem i zdechł z głodu, gdyby wiedział, że to źle być Mordercą. A może i nie. Kiedy się nie ma duszy, nie opłaca się postępować honorowo.

- - -
I jeszcze to. Żeby nie było, że ciągle tylko koty.

- - -
Wesołych i szczęśliwego.

2.12.09

Czas Kocimiętki

Pewien alchemik, właściciel kota, zakupił raz kocimiętkę w doniczce. Postawił doniczkę z legendarną rośliną na parapecie, a ona urosła (miętka, nie doniczka) aż pod samą strzechę. Pewnej marcowej nocy alchemik położył się wcześniej do łóżka, zaniepokojony pewną dolegliwością, mianowicie taką, że czasem znienacka biodro mu strzelało. Ale ja nie o tym. Gdy złożył alchemik głowę swą płową na poduszce swej płowej, zapachniało kocimiętką, zaświeciło, zagrzmiało, zamiauczało, i z kocimiętki zstąpiła czarodziejska zielona pachnąca pani, a na imię miała Ziuta. Czarodziejska zielona pachnąca pani Ziuta skierowała swe kroki w stronę kota, zapachniała mu kocimiętką, zaświeciła, zagrzmiała, zamiauczała, na co kot beznamiętnie wzruszył wibrysami, przekręcił się na drugi bok i spał dalej. Tak to bywa z legendarnymi kocimiętkami.