21.5.09

Głos spod mchu

Zaklinam się, że jeśli jeszcze raz usłyszę Poker face z imprezy za oknem, to jutro o siódmej rano wysopranię cały repertuar chóru na korytarzu. Zrobię to zresztą chętnie, żeby uwolnić się od natrętnych ohrwurmów, które po weekendzie w Siegmundsburgu same śpiewają mi się w głowie.



Śpiewamy teraz głównie Brahmsa. Brahms jest paskudny, nieprzewidywalny i co pół taktu zmienia tonację, a nie nie znoszę go tylko dzięki temu fragmentowi Waldes Nacht:

Träumerisch die müden Glieder
berg’ ich weich ins Moos,
und mir ist als würd’ ich wieder
all der irren Qualen los,
all der irren Qualen los

Chciałabym wskoczyć do środka tego utworu i miękko opaść w mech, najlepiej w wielki triasowy mech płonnik. I żeby nie było komarów. W czasach romantyzmu na pewno nie było komarów.

3 komentarze:

Cal pisze...

Taaak, na pewno nie było :P

Ej, nagraj to Wasze śpiewanie... Albo lepiej, Twoje, bo dawno nic nie słyszałam :>

Fajnie chyba tam masz :)

fraupilz pisze...

Pewnie że fajnie! Mogę coś nagrać dyktafonem na próbie, ale będzie kiepska jakość. Na pewno będą oficjalne nagrania, ale dopiero po koncercie w nieokreślonej przyszłości tego lata...

Przyjedź tu, to Ci zaśpiewam na żywo :>

Anonimowy pisze...

ja też chcę do Ciebie, chlip, chlip ;( pięknie piszesz, wreszcie zaczęłam czytać :P tęsknić za aKasiulą :( wracaj już! zazdroszczę Ci.

Hania