Ponieważ geografia miejska delikatnie mówiąc nie jest moją mocną stroną, pojechałam do Erfurtu dwie godziny wcześniej. Po pierwszej znalazłam teatr i uspokojona udałam się na spacer. Dziesięć minut przed spektaklem wydało mi się dość podejrzane, że w teatrze jest ciemno, a wokół zamiast ładnie ubranych ludzi kręcą się tylko dwaj porządnie rozweseleni panowie. Na szczęście schody Katedry Św.Marii trudno przegapić.
Choreografia była w moim odczuciu genialna, dopełnił ją przelatujący w pauzie samolot - przez chwilę zastanawiałam się, czy to zaplanowane... Do tego świerszcz zagłuszacz, bezczelnie niepasujący do tonacji. Na Grunwaldzie też były świerszcze. Odpłynęłam.
Dobra rada: jeśli masz zamiar iść na koncert Carmina Burana, to nie oglądaj najpierw tego:
Taki zrobili nastrój tymi pochodniami, a potem i tak zaśpiewali o wiatrakowych ciastkach.
PS. Oh, oh, oh, totus floreo,
iam amore virginali totus ardeo,
novus, novus amor est, quo pereo. :)