13.9.08

Za 15 dni

Za godzinę wywożą mi komputer. Jeszcze tylko Skrzyżowanie Kultur, a później przeprowadzam się na Stifterstraße. Włączam ostatni film po niemiecku, niech to będą Elementarteilchen, skoro i tak jest smutno; za oknem żółknące czubki drzew przesłania mój śmierdzący garnek wystawiony na parapet przez Michała. Perspektywa jego zmywania smuci mnie wielce.

A teraz poważnie: boję się jechać do Jeny. Boję się niemieckiego. Moja gospodyni, pani Fischer, pisze: weil dein Deutsch so gut klingt, antworte ich dir in Deutsch. Przez internet to może i klingt, ale na żywo pewnie znowu dostanę syndromu demencji lingwistycznej. Zresztą, znając moje szczęście, Frau Fischer na pewno pochodzi z Bawarii albo ze Szwajcarii, albo z jakiegoś innego miejsca, gdzie mówią w języku bardzo zbliżonym do niemieckiego.

A teraz jeszcze poważniej. W świątyni zen czasem żegnają się słowami: do zobaczenia za dziesięć tysięcy lat. Jeszcze tak nie umiem, za bardzo przywiązuję się do ludzi. Coś mi podpowiada, że już nigdy nie będzie tak dobrze jak teraz, wszystko rozpłynie się w powietrzu. Na pewno nie będę już mieszkać z Michałem. Może coś się stanie, że nie pojawię się więcej na 11 Podwale Street. Ktoś powiedział, że takie życie to jazda z górki rowerem bez hamulców. Dziś mam wrażenie, że dodatkowo bez kierownicy.

Do wszystkich tych smutków pasuje mi bardzo wiersz (którego oryginał noszę w portfelu zamiast czyjegoś zdjęcia):

Sztukę tracenia nie tak trudno opanować;
tyle rzeczy wydaje się być w ustawicznym
pędzie ku stracie, że nie trzeba się przejmować.

Trać coś codziennie, żebyś nie żałował

kluczy i godzin spędzonych na niczym.

Sztukę tracenia nie tak trudno opanować.


Ucz się jak tracić wciąż szybciej, od nowa

imiona i miejsca, które trudno zliczyć,

ale żadnym nie ma sensu się przejmować.


(E.Bishop,
One Art/Ta jedna sztuka, fragment mojego beznadziejnego i jeszcze nie "porzuconego" tłumaczenia)

Do zobaczenia za dziesięć tysięcy lat.

PS. Prawdziwych przyjaciół poznałam w biedzie. Dziękuję Wam!

Brak komentarzy: