11.2.09

Politeizm, sesja i skarby

Kiedy jeszcze byłam mała i wierząca, wierzyłam, że istnieje czwórca święta (piątca, jeśli liczyć Maryję): Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty i bozia, bliżej nieokreślone złośliwe bóstwo żeńskie, które potrafi skarać, skazać albo skazić (np. katarem za nienoszenie czapki). W liceum wymyśliliśmy bozię-śmieciozię, która sprawuje pieczę nad niebiańskim kubłem śmieci i od czasu do czasu zrzuca go komuś na głowę.

Bliżej nieokreślone złośliwe bóstwo żeńskie w sesji ma zadziwiającą skłonność do zrzucania dystraktorów. Zajmujesz się więc głupotami przez tydzień, a potem znienacka spada ci z nieba kubeł na przykład fonologii, którą musisz wchłonąć w ciągu najbliższej nocy.

Przed samą sesją bozia zrzuciła mi za sprawą Pewnego Znajomego stronę Geocaching dla poszukiwaczy skarbów. W skrócie chodzi o to, że ktoś chowa gdzieś skrzynkę ze "skarbami", ołówkiem i notesikiem, a ktoś inny ją znajduje (często przy pomocy urządzenia GPS), podmienia jakiś "skarb" na inny i wpisuje się do notesu. Internetowa mapka Jeny jest cała w kwadraciki oznaczające skarby, czyli cache.

(Pierwsze poszukiwania - z mojego maila do Z.:

Obeszłam wieżę dookoła starając się nie wzbudzać podejrzeń (nie wiem jak Ty, ale kiedy ja staram się nie wzbudzać podejrzeń, zaraz w tajemniczy sposób zaczynam wzbudzać bardzo dużo podejrzeń). Zobaczyłam pewien charakterystyczny punkt, jakby ktoś wsadził trawę w dziurę w murze, i byłam pewna, że to tam. Niestety, zaraz pojawiła się grupa mugoli z aparatami. Dałam spokój i pojechałam dalej. (A szkoda, bo może uzyskałabym odpowiedź na pytanie, którym w kółko męczyłam rodziców w dzieciństwie: co to jest dziura w murze?)

(- Co to jest dziura w murze? - Dziura w murze to jest takie miejsce w murze, w którym nie ma muru. - Tylko co jest? - Dziura. - Ale co to jest dziura w murze? itd.)

Dalej, to znaczy do parku. Park nazywa się Paradies, w praktyce Paradies bozi, bo tylko u niej w raju może być takie błoto. Podpowiedź do tego kesza zaprowadziła mnie do piosenki Red Hot Chilli Peppers - Under the bridge. Znalazłam mały mostek nad zamarzniętym strumyczkiem wpływającym do Saale. Postanowiłam wrócić tam po zmroku, na wypadek gdyby ktoś mnie zobaczył i miał zamiar krzyczeć w dialekcie.

Trzeci skarb nazywał się "Rzymska ruina", a podpowiedź brzmiała: nawet Cezar musiał od czasu do czasu ustąpić pierwszeństwa przejazdu. I rzeczywiście, stoi obok tej "rzymskiej ruiny" taki znak drogowy. Szukałam przy znaku, za znakiem, przed znakiem, i nic, tylko błoto. Dopiero kilka minut temu przyszło mi do głowy, że mogłam szukać NA znaku. Może jutro pojadę wspinać się na znak.

Kiedy zrobiło się ciemno, wróciłam nad rzekę. Zeszłam pod mostek, pochodziłam po zamarzniętym strumyczku, a tam przeszła mi przez głowę taka oto złota myśl: pamiętaj, jeśli masz zamiar wchodzić w nocy pod most, weź ze sobą latarkę.)

Mimo tych przygód i mojej ewidentnej dysgeografii w końcu zaczęłam znajdować skarby. Z pierwszego kesza wyjęłam małą plastikową biedronkę, a włożyłam tam przetłumaczony przepis na faworki. Od razu mi wesoło, kiedy wyobrażam sobie jak żądni przygód Niemcy z GPSem je sobie smażą :)

PS. Na skutek omsknięcia się palca Z. na klawiaturze stworzyła nam się biozia. To taka niemiecka bozia ekologiczna, która zanim zrzuci śmieci, najpierw je segreguje.

2 komentarze:

andsol pisze...

Skoro można po dziecięcemu (bozia pozwala) to da się spolszczyć brazylijski dziecięcy klasyk:

- Co to jest dziuja?

- Otwój tam gdzie nie ma muju.

Mjaszczur pisze...

Ooo, jedziemy szukac skarbów w Lipsku!