3.4.09

Bokononizm

- Czy jest ktoś, kogo kochasz?
- Ja kocham wszystkich.
- Czy... tak samo jak mnie?
- Tak.
Robiła wrażenie, jakby nie zdawała sobie sprawy, że może sprawić mi ból.
Wstałem z podłogi, usiadłem na krześle i zacząłem wkładać skarpetki i buty.
- I pewnie robisz z innymi to, co przed chwilą robiłaś ze mną.
- Boko-maru?
- Tak, boko-maru.
- Oczywiście.
- Od dzisiaj masz tego z nikim innym nie robić - oświadczyłem.
Jej oczy napełniły się łzami. Była dumna ze swojej rozwiązłości i rozzłościła się na mnie, że próbuję wzbudzić w niej poczucie wstydu.
- Ja daję ludziom szczęście. Miłość jest dobra.
- Jako twój mąż chcę mieć całą twoją miłość dla siebie.
Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Sin-wat! - zawołała.
- Co to jest?
- Sin-wat! Człowiek, który chce całą miłość dla siebie. To bardzo złe.
(…)
- Nie będę żoną sin-wata - powiedziała wstając. - Do widzenia.
- Jak to "do widzenia"? - spytałem załamany.
- Bokonon uczy, że to bardzo źle nie kochać wszystkich jednakowo. A co mówi twoja religia?
- Ja nie mam żadnej religii.
- A ja mam.
Przestałem rządzić.
- Widzę to - powiedziałem.
- Do widzenia, człowieku bez religii.
Ruszyła w kierunku schodów.
- Mona...
Zatrzymała się.
- Słucham?
- Czy mogę przyjąć twoją religię?
- Oczywiście.
- Chcę ją przyjąć.
- To dobrze. Kocham cię.
- I ja też cię kocham - westchnąłem.
(K.Vonnegut, Kocia kołyska, tłum. L.Jęczmyk)

Przykleić w widocznym miejscu na ścianie. To - albo tekst If you love somebody Stinga.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Ojej, dzisiaj w autobusie facetowi czytałem przez ramię tą książkę, wracam to domu a tu: o!
Chyba sie bardziej zainteresuję...

Cal pisze...

O, Vonnegut. Czekaj, Vonnegut? Damn, myli mi się z jakąś inną książką, ot skleroza. Ale Vonnegut na bank.