26.8.09

Carmina Burana w Erfurcie

Ponieważ geografia miejska delikatnie mówiąc nie jest moją mocną stroną, pojechałam do Erfurtu dwie godziny wcześniej. Po pierwszej znalazłam teatr i uspokojona udałam się na spacer. Dziesięć minut przed spektaklem wydało mi się dość podejrzane, że w teatrze jest ciemno, a wokół zamiast ładnie ubranych ludzi kręcą się tylko dwaj porządnie rozweseleni panowie. Na szczęście schody Katedry Św.Marii trudno przegapić.

Choreografia była w moim odczuciu genialna, dopełnił ją przelatujący w pauzie samolot - przez chwilę zastanawiałam się, czy to zaplanowane... Do tego świerszcz zagłuszacz, bezczelnie niepasujący do tonacji. Na Grunwaldzie też były świerszcze. Odpłynęłam.

Dobra rada: jeśli masz zamiar iść na koncert Carmina Burana, to nie oglądaj najpierw tego:



Taki zrobili nastrój tymi pochodniami, a potem i tak zaśpiewali o wiatrakowych ciastkach.

PS. Oh, oh, oh, totus floreo,
iam amore virginali totus ardeo,
novus, novus amor est, quo pereo. :)

2 komentarze:

aleks pisze...

tez kompletnie nie mam rozeznania w terenie, a ciagnie mnie teraz do zwiedzania europy, zwlaszcza na zachod.

co do ksiegi - nie mam zielonego pojecia. a hiperalgezje mozna polaczyc z synestezja, bo pewnych slow po prostu nie moge zniesc.

pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Weźmy WESTY i chodźmy na Zachód... Tak mi się skojarzyło, stare dzieje.