14.5.08

Młoda lingwistka albo stara zrzęda

Na I Konferencję Młodych Lingwistów na KJS-ie zwlokłam się z łóżka mniej więcej w jej połowie, żeby posłuchać "O problemach terminologii muzycznej w kontekście konstruowania branżowych słowników terminologicznych".

Niestety, problemy terminologii muzycznej okazały się równie ekscytujące, jak podręcznik translatoryki (nie ubliżając autorowi, po prostu referat przekroczył moje możliwości uwagowe, za dużo w nim było sformułowań w stylu: terminologia i terminografia dążą do uzyskania relewantnego stopnia ekwiwalencji).

"Język polskiej polityki ostatniej dekady" był niewiele lepszy. Łatwo jest być kontrowersyjnym, kiedy się miesza z błotem polityków, do głosowania na których nikt się nie przyznaje. Nie tylko buraczane partie stosują manipulację językową - szkoda, że zabrakło słowa o tych, którym chcemy dać się prowadzić. Byłoby po prostu ciekawiej.

Na następnym referacie trochę się ożywiłam. "Nowe możliwości maluchów" odświeżyły mi kawałek wiedzy z biologicznych podstaw zachowania człowieka. Tu już było bardziej konkretnie, chociaż chwilami referat brzmiał jak pełne truizmów szkolenie dla młodych matek (lepiej wysłać dziecko do przedszkola dwujęzycznego, bo wtedy nauczy się od razu dwóch języków itd.). Padło też twierdzenie, które zaintrygowało mnie jako miłośniczkę fonetyki: chodziło mniej więcej o to, że jeśli ktoś zacznie się uczyć języka obcego po okresie krytycznym, to zawsze będzie miał obcy akcent. Zapytałam, kiedy się kończy okres krytyczny (nie pamiętałam tego z biologicznych) i o związek między słuchem muzycznym a słuchem fonematycznym. Autorka referatu z czarującym uśmiechem odpowiedziała, że słuch muzyczny jest bardzo ważny, ale jak się nie wyjedzie za granicę, to się nie będzie dobrze mówiło w obcym języku, i że trzeba w ciąży słuchać Mozarta, a nie rocka, bo dziecku słuch się zniszczy, i tak opar zażenowania uniósł się nad salą...

Po przerwie wyszła Weronika z referatem na temat tłumaczeń Larkina. Bardzo żałowałam, że się spóźniłam, bo siedziałam zasłuchana i nie chciałam, żeby kończyła. Zauważenie, że Dehnel lepiej coś przetłumaczył niż Barańczak, a można by było jeszcze lepiej, i obaj popełnili błędy - TO jest dopiero KONTROWERSJA! Uwielbiam takie momenty, kiedy zasuszeni wykładowcy kręcą się nerwowo na krzesłach, bo ktoś im bluźni prosto w ucho, a święty Translatory przewraca się w grobie. Aż chce się brać za Larkina, i zrobię to, jeśli pokonam swoją depresyjną bezpłodność literacką i tłumaczeniową.

Smaku tej konferencji dodał cytat pewnego profesora: referatów było dwanaście, czyli właściwie tuzin, można by powiedzieć, że jedna piąta kopy, oraz zdanie, w którym podsumował ją dr F.: mam nadzieję, że dowiedzieliście się państwo więcej, niż tylko tego, że nie wolno puszczać muzyki rockowej przy kobietach w ciąży.

Brak komentarzy: