12.11.08

Nie dość, że sopran, to jeszcze kucharka

Przepis na penne pesto:
kupić makaron typu rurki, zagotować wodę, posolić wodę, włożyć do niej makaron, nastawić budzik w telefonie na za piętnaście minut. Ugotować makaron i spostrzec, że jest go dwa razy za dużo i że woda z garnka wybrała się na wycieczkę po kuchni. Zabiadolić, że olaboga, co ja zrobię z taką ilością makaronu i zastanowić się, dokąd poszła ścierka.

Odkręcić słoik z pesto, ale najpierw znaleźć go w lodówce, jest bowiem schowany za pokaźnych rozmiarów niewiadomoczym, co jest owinięte w folię aluminiową i chyba wolę nie wiedzieć, co to jest. W przypadku nieodkręcalności słoika opukać go dookoła rączką od noża, a jeśli to nic nie da, walić nim w ścianę aż do odskoczenia upartej nakrętki, w ostateczności wezwać wybranego bohatera kreskówek. Odlać wodę, nie zalewając wszystkiego dookoła, zresztą wszystko jedno, i tak wszędzie jest już mokro.

Dodać pesto. W wersji zaawansowanej dodać jeszcze tarty ser i oparzone pokrojone pomidory. Tylko nie zapomnieć, że się je wstawiło do oparzenia, inaczej nie będzie się wiedziało, co zrobić z dwoma beznadziejnie rozpaćkanymi gotowanymi pomidorami.

W międzyczasie zadzwonić do Martina, bo cała operacja trwa wystarczająco długo, żeby nie dało się nie spóźnić na lekcję. Rozmawiać po niemiecku, nie po angielsku. Przełożyć lekcję. Wyrzucić nieszczęsne pomidory. Zamieszać.

- - -
Mniej więcej w połowie Operacji Makaron zadzwonił dzwonek do drzwi. Z łyżką w dłoni i makaronem na bluzce powitałam Davida, któremu akurat się nudziło i postanowił przyjść z niespodziewaną wizytą. David uwolnił mnie od nadmiaru penne pesto i powiedział z zadowoloną miną, że mu bardzo smakowało. Tyle w temacie mojego talentu kulinarnego.

Brak komentarzy: