29.9.09

Pierwsza doba w Kwan Um

O piątej słychać budzik złożony z drewnianego młotka i drewnianej kulki. Nazywa się moktak i tak też brzmi. Piąta piętnaście – pokłony. Kto uważa, że 108 pokłonów to mało, niech zrobi 108 przysiadów.

Po pokłonach jest 15 min przerwy, a potem zaczynają się śpiewy. Do śpiewów jest śpiewnik, a w nim kilkanaście stron tekstów po koreańsku: dżu – dżu – bla – bla, sa – mo – lot… Mam taką upierdliwą cechę, że najbardziej chce mi się śmiać wtedy, kiedy nie wolno się śmiać, na przykład na pogrzebach albo kiedy ojciec ilerazymimówi, albo kiedy mistrzyni patrzy. Ciekawe o czym jest Pieśń Porannego Dzwonu, myślę, starając się przegonić samolot latający mi w głowie i zatrzymać niebezpieczne drgania kącików ust.

Później medytacja. Czysty umysł, czysty umysł, czysty umysł, nie wiem. Nieustanne odpływanie w myśli i wracanie do punktu tu i teraz.

Wieczorem jeszcze raz śpiewy i półgodzinne siedzenie, bez pokłonów.

Cel: nauczyć się dawać. Na razie nie wiem, co to znaczy. Podobno normalni ludzie czują się obdarowani, kiedy ktoś zadaje im dużo pytań. Może tu mnie tak zaczarują, że będę się nadawała do społeczeństwa.

Może kiedyś zostanę pustelnikiem. Pustelnik siedzi w pustelni dla innych, nie dla siebie. Nie zawraca im głowy swoją obecnością; przychodzą tylko wtedy, kiedy potrzebują czegoś konkretnego. Tak, to jest jakiś pomysł.

4 komentarze:

Hania pisze...

jedni dają, drudzy biorą :D

ith pisze...

Ja mam podobnie ale lepiej nad sobą panuję;). Zawsze tylko boję się, że zdradzić mnie mogą moje oczy...
Nie lubię myśleć kategoriach brania i dawania, to pułapka. Od tego juz tylko krok do instrumentalnego traktowania innych... Chociaż może przesadzam:).

synestezja pisze...

nie rozumiem na czym polega dawanie.

Cal pisze...

Hejo heeeej joginko :> Może jednak pomyśl o zmianie lokum, bo Cię poranne medytacje wykończą :P